piątek, 22 października 2010

Czarodziejski młyn - fragment (nasz ulubiony)


Panowała tu spokojna cisza, słychać było jedynie delikatny szmer i cichy plusk. Dookoła rosły dziwne, czarne drzewa o zielonych i granatowych liściach, pomiędzy którymi na powykręcanych łodygach sterczały błękitne, blade kwiaty. Drzewa rzucały cień, toteż w całym parku panował niebieskawy półmrok. Wszędzie roztaczał się cudowny, upajający zapach kwiatów, którymi, niczym drogimi kamieniami, zarzucona była ziemia. Rosły całe miliardy kwiatów! Wśród niesamowitej, zielonej i czarodziejskiej rezedy piętrzyły się wysokie krzaki białych róż. Ponad nimi latały bezszelestnie, wielkie czarne motyle, jak żałobne kokardy przy welonie panny młodej. Dalej niespokojnie falowały białe lilie obok swych jadowicie pomarańczowych sióstr. Pośrodku tej liliowej ciżby lśniła wilgocią niewielka sadzawka z wysoką fontanną. Stąd właśnie bił ów cichy szmer, wypełniający cudowna muzyką cały park. A takich sadzawek było wiele... Brzegi ich obrastały eleganckie, fioletowe, białe i żółte irysy. Ich cienkie i delikatne płatki, zdobne ciężkimi kroplami wody, przypominały aksamitne uszka małej dziewczynki, która w tajemnicy przed wszystkimi założyła sobie w salonie przed lustrem brylantowe kolczyki babuni. Mocny, kwaskowaty zapach irysów potęgowała wilgoć, toteż nasi podróżnicy, którzy oglądali te wszystkie przepiękne cuda natury - odurzeni poszli dalej i tak, krok za krokiem, mijali kwiaty coraz piękniejsze, coraz bogatsze, strojniejsze i bardziej wonne.

czwartek, 21 października 2010